naglowek
 
 
Strona główna
  
 Publicystyka
 

Odwrotność paranoi

Poniekąd też o Macieju Parowskim

 

Ze zjawiskiem roztrojenia jaźni zetknąłem się po raz pierwszy równo dwadzieścia lat temu. Dostałem wtedy trzy wezwania, a właściwie dwa, i jedno zaproszenie. Pierwsze wezwanie dotyczyło odbycia służby wojskowej w obronie ludowej ojczyzny zagrożonej przez kontrrewolucję, drugie przesłuchania z okazji podważania niepodważalnego, czyli zasad ustrojowych tejże ojczyzny, zaś na trzecim świstku proponowano mi odbycie służby wojskowej w milicji.

Zrozumiałem wtedy, ze ideałem z punktu widzenia państwa byłoby, gdybym sam ubrał się w mundur zomowca i sam spałował, po czym doprowadził w miejsce odosobnienia. Nad tym, czy w miejscu odosobnienia mam się sam pilnować już się nie zastanawiałem. Zabrałem świeżo poślubioną żonę i udaliśmy się na Pojezierze Gostynińskie, wychodząc z założenia, iż w organach państwowych panuje wystarczający burdel, by mnie tam nie znaleziono, ewentualnie w imię zasady "sztuka się liczy" zamknięto lub wcielono kogoś zupełnie innego.

Fajnie było. Pusty ośrodek wczasowy, bo trzeba było przepustki do województwa płockiego, wiosna, las, jeziora. Po paru dniach, z powodu głodu słowa drukowanego i osobliwie wtedy monotematycznej prasy wybraliśmy się do Płocka, gdzie w księgarni znaleźliśmy niewielką książeczkę z serii fantastycznej, młodego – jak to teraz brzmi! – autora, Macieja Parowskiego.

Czytanie Parowskiego w pierwszym roku stanu wojennego było ciekawym doświadczeniem. Zwłaszcza dlatego, iż w nurcie literatury popularnej trudno było znaleźć cokolwiek, co poruszałoby podobne tematy. Do tej pory byli dzielni astronauci zatykający sztandar na kolejnych planetach, lub czysta przygodówka w nielicznych wtedy tłumaczeniach. Tak odbierało się fantastykę.

Ta nieduża książka okazała się ważna. Była jedną z pierwszych jaskółek całego, bardzo silnego nurtu w polskiej fantastyce, nurtu, który stał się ewenementem w fantastyce światowej. Niezwykle cennego dla fantastyki jako takiej, podnoszącego jej rangę, dodającego głębi. A także, o czym nie należy zapominać, niesłychanie rozszerzającego krąg odbiorców.

Minęły dwie dekady, które przewróciły świat do góry nogami. O polskiej fantastyce socjologicznej napisano już co najmniej tyle, co o "kinie moralnego niepokoju". Uznano ją za zamknięty rozdział, napisano setki rozpraw i szkiców. Po Parowskim, który dla mnie przynajmniej był pierwszy, przyszedł Zajdel, w ich ślady podążył Wnuk-Lipiński. I po dekadzie, w której święcili triumfy, nadszedł czas analiz.

Paradoksalnie, wielki wpływ Zajdla na polską fantastykę, wielka poczytność jego powieści, odczytywanych jako sprzeciw wobec systemu pozwoliło na spetryfikowanie jego prozy, oddalenie jej od dzisiejszego czytelnika. Jego imię nosi najważniejsza nagroda dla pisarzy-fantastów, wznowienia zalicza się do kanonu. Zajdel jawi się jako brązowe popiersie w panteonie, a co najmniej w hallu nieistniejącej jeszcze Akademii, spoglądające srodze i z wysoka. A jego powieści, omówione, rozebrane na czynniki pierwsze na tysiące sposobów, lokują się w świadomości młodego czytelnika gdzieś pomiędzy "Krzyżakami" a "Naszą szkapą". Też, jak się można dowiedzieć z niezliczonych esejów, słuszne i zaangażowane.

Smutne to, smutne dla mnie osobiście, bo książka Maćka, książki Zajdla były czymś ważnym. Tym smutniejsze, że można natknąć się na opinie o "martwym" czy "nieaktualnym" Zajdlu, na zdziwienie z powodu wznowień. Jakby wystarczał ten Zajdel z popiersia, tylko symbol, nie autor. Zaś Maciek Parowski przestał pisać powieści, wybrał drogę krytyka i redaktora. Poniekąd szkoda.

Ile w tym "winy" eseistów i krytyków, w tym i samego Parowskiego? Piszę "winy" w cudzysłowie, bo przecież te książki zasługują na studia i analizę, na poznanie i zrozumienie. Ale też w jakimś sensie zabija to prozę.

Czy istotnie ta proza jest martwa? Czy rzeczywiście była aktualna tylko w tamtych czasach, mogąca istnieć tylko wraz z systemem, który pozwalał na budowanie aluzyjnych światów? Czy jest tylko efemerydą, która powinna odejść do historii wraz z nieboszczka komuną?

Rafał Ziemkiewicz w zeszłomiesięcznym tekście skupił się na Parowskim – eseiście i krytyku, traktując wznowienie "Twarzą ku ziemi" dosyć pretekstowo. A warto o tej książce coś więcej powiedzieć.

To książka o kompromisach, zawieranych codziennie z samym sobą i otoczeniem, o hedonistycznym dążeniu do dobrobytu. O rozwarstwionym społeczeństwie, w którym większość zbywana jest tandetnymi gadżetami, jarmarcznymi atrakcjami, o które zabiega z uporem godnym lepszej sprawy. Zabiega – bo nie zna drugiego dna, nie wie nic o życiu elit. Dla tej większości to, co mogą dostać, jest wszystkim, bowiem tandeta też jest stopniowana i wydzielana, żeby nie było za łatwo. Świat Parowskiego to świat, w którym ku uciesze gawiedzi pokazuje się fingowane katastrofy, taki reality show w telewizji. Zaś bohater to ktoś, komu splot przypadków pozwolił zajrzeć za zasłonę, ale swą wiedzę wykorzystuje on tylko po to, by samemu wyskoczyć piętro wyżej, by samemu dostąpić tego, czego ogół społeczeństwa nie ma co oczekiwać.

Brzmi znajomo, prawda? Bo to jest nasz świat. Świat rozwarstwionego społeczeństwa i ogłupiających reality shows, świat barwnej tandety. Czym się różni kiczowaty "barwomobil", potworny snobistyczny duperel od tego, co możemy kupić zachęceni reklamą? Czym się różni sfingowany, pokazywany w telewizji wypadek od Big Brothera?

Bohater Parowskiego też jest ponadczasowy. Bo ponadczasowy jest konsumpcjonizm i konformizm, obojętne, czy w świecie elektronicznych onanizatorów, czy telefonów na 0-800.

Istotnie, wymowa tej książki, czy książek Zajdla kilkanaście lat temu była inna. Pewnie mocniejsza. System, w którym żyliśmy, i większość z nas sądziła, że również się zestarzejemy był inny, bardziej polaryzujący postawy. I rzeczywiście, przesłanie ich było wymierzone w ówczesny system, obnażało jego bezsensy i słabości. Także grozę i beznadziejność. Komuna była naprawdę paskudna, młodszym czytelnikom mogę dać na to słowo honoru.

Ale fantastyka socjologiczna żyje, przynajmniej ta w dobrym wydaniu. Bo jak każda dobra literatura traktuje przede wszystkim o ludziach, nie o zjawiskach – bohaterowie Parowskiego czy Zajdla żyją, i naprawdę nietrudno spotkać ich także dzisiaj.

I nietrudno też dopasować ich do naszych czasów. Wyborów musimy dokonywać zawsze, nie tylko w systemach represyjnych. Dziś może nawet trudniej ich dokonywać, skończyła się polaryzacja.

Zresztą – autorzy socjologicznej fantastyki okazali się niezłymi futurologami. Zgoda, łatwo jest odczytywać proroctwa post factum, ponoć Nostradamus przewidział zamach na WTC i opisał go odpowiednio wieki przedtem, tylko leniwi Amerykanie zaniedbali środków ostrożności. A na którymś obrazie Hieronima Boscha ponoć widnieje Andrzej Lepper jak żywy. Mamy skłonność do dopasowywania swych wyobrażeń do rzeczywistości.

Ale też w dobie wszechobecnych kart kredytowych wynalazek Klucza jawi się już nieco inaczej, niż kilkanaście lat temu. Nas też można śledzić, śledząc nasze wydatki, można dowiedzieć się o nas więcej, niż chcielibyśmy, by się dowiedziano. A kopulujące automaty, czy wspomniane onanizatory Parowskiego...

Kamery są dziś wszędzie, programy śledzą nas w domu, przesyłają skrzętnie informacje, co robi nasz komputer, jakie strony odwiedzamy. Podobno po to, by przesyłać nam właściwe reklamy. Ale już pracodawca korzysta z owych kamer, programików monitorujących pocztę i pracowite stukanie w klawiaturę, by obliczyć... Nie, na razie jeszcze nie wskaźnik sc, "stopień człowieczeństwa". Ale może już ktoś niebawem zacznie i to obliczać.

Warto przeczytać "Twarzą ku ziemi". Warto wrócić do "zdezaktualizowanego" i ubrązowionego ponad wszelką miarę Zajdla, przeczytać "Limes inferior", "Paradyzję". Być może odnajdziemy w tych książkach coś znajomego, coś, z czego nie zdajemy sobie na codzień sprawy. Może w bohaterach odnajdziemy siebie.

Odwrotnością paranoi jest błędne, niczym nie uzasadnione przeświadczenie, że nikt nas nie prześladuje.

 

Strona główna
design by a.mason